Te uwagi powstają w chwili, kiedy ilość niezbyt dobrych informacji gospodarczych zaczyna stopniowo docierać do świadomości tych, którzy gospodarkę tworzą i w pewnym sensie za nią odpowiadają.
Szkoda nawet czasu i miejsca na wyliczanie tych zmiennych i niewiadomych, gdyż mamy z nimi do czynienia codziennie i w każdym lepszym czy gorszym serwisie informacyjnym. Pojawia się pokusa by skorzystać z tylekroć przerabianych lekcji historii i doświadczeń, których ślady ciągle jeszcze istnieją w aktualnej rzeczywistości. Z drugiej strony nasza reakcja ciągle przypomina sytuację w czasie i po powodzi: spore obszary kraju zalewa wielka woda, na ratunek śpieszą profesjonaliści i ludzie dobrej woli, wszyscy obserwujemy z bliska tragedie i przykłady poświęcenia, zbieramy datki a później obiecujemy plan odbudowy, tworzymy listę działań, które mają zapobiec podobnym kataklizmom, sugerujemy działania i strategie, temat powoli przestaje być aktualny, staje się całkiem nieaktualny, zapominamy. Głównym oskarżonym w procesie zaniechania staje się nadzieja, że coś takiego już się nie powtórzy: powódź, susza, bankructwo, pandemia, inflacja, agresja, niż lub wyż, zima oraz szalone pomysły reformatorów i despotów.
Działanie w niestabilnym otoczeniu, uwzględnienie konieczności dokonywania zmiany, tworzenie zabezpieczeń, rezerw, wariantów rozwoju, monitoring i zdolność do rozwiązań niestandardowych staje się lub być powinna nową i trwałą zasadą planu.
W czasie pobytu na targach Hannover Messe 2022 mieliśmy możliwość obserwowania, jak przedsiębiorstwa, z wielu krajów świata, starają się odnaleźć w opisanej wyżej rzeczywistości. Gdyby pokusić się o pewne uogólnienia, mogłyby brzmieć mniej więcej tak:
- róbmy swoje, pracujmy, produkujmy, szukajmy nowych klientów i inwestorów, wielkie kwestie polityczne należą do polityków i to na nich spoczywa obowiązek, żeby „jakoś to załatwić”,
- nie podejmujmy teraz żadnych ważnych decyzji, sytuacja jest taka, że „nie wiadomo”, nastawmy się na przetrwanie, zakończenie najpoważniejszych zagrożeń, powrót porządku i stałego wzrostu, nie wiadomo kiedy, ale przecież już tak było,
- za wszelką cenę będziemy wierzyć w „nowe technologie”, jako lekarstwo na wady dotychczasowego systemu – uzależnienie od ogarniętych obsesjami dostawców surowców pierwotnych, wiarę, że wszystko załatwi „niewidzialna ręka rynku”, nadzieję, że „w sieci” jesteśmy bezpieczni i dobrze chronieni, przekonanie, że „globalnie” znaczy „racjonalnie”,
- to co będzie nie zależy od nas ale od sił i warunków, na które nie mamy wpływu, sens ma działanie „do wewnątrz”, a wszelkie wysiłki „na zewnątrz” podlegają mrocznym prawom geopolityki, ukrytych interesów i konfliktu „mocarstw”.
Niestety potwierdzenie tego typu rozumowania ma swoje odbicie lub źródło w komentarzach. Jednym z wątków jest tworzenie swoistych konsorcjów, utrzymywanych wspólnotą dziwnych interesów: Stara Europa, G-7, Wspólnota Niepodległych Państw, ZBiR, Grupa Wyszehradzka, Międzymorze, BRICS, PIGS, CEE, Trzeci Świat, MFW, Wspólnota Węgla i Stali. Gdyby przyjąć za dobrą monetę istnienie tego typu porozumień i zobowiązań, margines „swobody gospodarczej” byłby rzeczywiście marginesem, a nasze sukcesy lub porażki zależałaby od sił i czynników, których interesy niewiele mają wspólnego z ekonomiczną praktycznością. Na szczęście większość tych popularnych określeń to wydarzenia medialne, polityczne lub, w najlepszym razie, dostosowane do myślenia życzeniowego.
Skromna sugestia w odpowiedzi na pytanie – no i co masz lepszego do zaproponowania:
- wielopoziomowa analiza koncepcji i definicji Europy; w jej aspektach gospodarczych, politycznych, moralnych, społecznych i kulturowych, od Gibraltaru aż po Ural (sic!), bez kompleksów ale i bez arogancji,
- budowa tożsamości narodowej wokół wspólnych wartości, zweryfikowanych w ciągu ostatnich kilku lat i wobec tego, co dzieje się tuż obok nas,
- myślenie strategiczne i realne, oparte na analizie potrzeb wyrażanych przez najbardziej zainteresowanych i zaangażowanych, wyznaczenie granic kompromisu i sposobu reagowania na zagrożenia i/lub szanse,
- planowanie długoterminowe, przy jednoczesnym uwzględnieniu skutecznych narzędzi weryfikacji, korekty, zmiany.
Każdy z zaproponowanych wątków narażony jest na zarzut ogólności, abstrakcji czy idealizacji. Z mojego punktu widzenia nie są to jednak zarzuty wykluczające poddanie tych propozycji choćby próbie przetłumaczenia na konkretne działania – w ramach budżetu, strategii rozwoju gminy czy regionu, wzmocnienia dobrych tendencji w gospodarce. Taki plan w miarę optymalny. Może taki będzie lepszy niż żaden, chociaż to zaledwie minimum. Nie czekajmy aż czas nam pokaże, że nie ma już czasu.
Jacek Adamczyk, MARR SA