Istnieje niczym nie uzasadnione przekonanie, że w tzw. okresach świątecznych należy składać sobie i innym życzenia. W grudniu tych okazji jest więcej ponieważ marketing handlowy dostaje zadyszki by nam uzmysłowić jak wiele prezentów musimy zgromadzić i opatrzyć je odpowiednim przekazem dobrej woli. Grudzień zaczyna się pod koniec listopada obchodami święta popularnego Andrzeja, potem już Mikołaj, kolejne popularne imieniny pechowców, którzy dostają podarki imieninowe wraz z choinkowymi, za chwilę Sylwester i tuż po nim słabo handlowo opracowane święto Trzech Króli.
Tymczasem chyba właśnie wspomnienie tych podróżników powinno podniecić wyobraźnię twórców reklam – przecież to oni są naszym chrześcijańskim pierwowzorem przygotowywania i dostarczania zgrabnie przemyślanych upominków.
Nieopatrznie i wbrew obowiązującym trendom wspomniałem wyżej o chrześcijańskim charakterze grudniowych świąt. A łatwo ten drobiazg przeoczyć; na kartkach i obrazkach dominują ośnieżone motywy bałwana wraz z reniferem, nieuzasadnione wariacje na temat gwiazd, drzew iglastych, ozdób choinkowych, nakryć stołowych i wyrafinowanych świec parafinowanych. Semantyka podrzuca hasło „Xmas”, „Do siego” oraz wielojęzyczne wersje przymiotnika „dobry”. I tyle. Charakter religijny, etyczny, światopoglądowy, emocjonalny, metafizyczny, dziejowy momentu gdy Święta Rodzina stała się rodziną, a na świecie pojawił się Zbawiciel, wydaje się nie pasować do nowoczesności, nowych technologii oraz pokusy – kup dzisiaj, zapłać na wiosnę. Nie będę nawet próbował zgadywać dlaczego tak się dzieje i staje się powszechne (czyli katolickie, od greckiego przymiotnika katholiké czyli: cały, powszechny), nadużywane, doprowadzone do banału.
Wraz z gorączką sklepową nadciąga gradobicie życzeń. Samo w sobie nie ma nic złego. Jest najczęściej potrzeba spełnienia pewnego obowiązku; internetowe wspomaganie tworzy coraz to nowsze wersje przesyłanych wiadomości, coraz bardziej wymyślne i coraz mniej zrozumiałe. Sporo tam jest o miłości, cieple, rodzinie (sic!), marzeniach, zdrowiu, życiu osobistym i zawodowym. W tych mniej standardowych autorzy wymieniają nadzieję, odrodzenie, światło oraz ducha, ewentualnie Ducha; pesymiści dodają – „oby nie było gorzej”, a optymiście „gorzej być nie może, więc…”.
Czy fakt, który ponad dwa tysiące lat temu zmienił na zawsze ludzkość i cywilizację, wpływa na „wykonalność” naszych dobrych życzeń? Niby jak? Niby dlaczego miałoby się to odbywać właśnie teraz? Budzi się podejrzenie, że od końca listopada gdzieś tak do Walentynek musimy pozbyć się nagromadzonych oczekiwań, wypowiedzieć je i mieć spokój na resztę roku.
W życzeniach tkwimy jednak nieustannie i bez względu na terror kalendarza. Życzymy sobie i życzymy innym (oby coś dobrego), opierając się mocno na racjonalnej ocenie rzeczywistości, chcemy ją lekko nagiąć, nadwyrężyć i dodać do niej element cudowności, łut szczęścia i trochę przypadku. Z tym akurat chętnie się zgodzę i sam sobie złożę takie życzenia.
A poza tym i już wkrótce, przyjdzie nam wrócić do rachunku ekonomicznego, do czystego materializmu oraz codziennej powtórki z tabliczki mnożenia, dzielenia i odejmowania. Spoglądając na zacierające się w oddali ślady po sankach Świętego Klausa.
Moje życzenia dla Was – odłożyć życzenia i znaleźć rację w tym, co najlepiej nam wychodzi. Oddychać.
Jacek Adamczyk, Departament Współpracy Regionalnej/MARR SA